ROZMOWA / z Pawłem Kubalą, politologiem

Donald Tusk ogłosił, że nie wystartuje w wyścigu o fotel prezydenta. Jest Pan zaskoczony?

– Od dawna poprzez media docierały sprzeczne sygnały o gotowości Tuska do startu. Było w zasadzie wiadome, że zdecyduje się on na to tylko wtedy, gdy będzie przekonany o swoich szansach na zwycięstwo. Żadna jego decyzja nie mogła już zaskoczyć, natomiast wiele pokazuje na temat jego sytuacji.

Co mogło być powodem tej decyzji?

– Najpewniej to efekt kalkulacji. Tusk już w czasach, gdy był premierem, był postrzegany jako człowiek, który wiele swoich działań opierał na kalkulacjach mających swoje podstawy w wynikach sondaży. Badania dotyczące przyszłorocznych wyborów prezydenckich pokazują, że szanse Andrzeja Dudy są dosyć duże i Tusk mógłby z nim nie wygrać. Osobiście jestem sceptyczny do takiego podejścia, żeby opierać się mocno na sondażach, ale faktem jest, że obecny przewodniczący Rady Europejskiej ma zwyczaj tak robić.

Ale porozumienie opozycji w wyborach do Senatu pokazało, że razem są w stanie pokonać PiS.

– W przypadku Senatu mamy do czynienia de facto z setką wyborów. Liczą się wyniki w poszczególnych okręgach, a nie ich ogólnopolska suma jak w wyborach prezydenckich. Gdyby brać pod uwagę zsumowane wyniki ogólnopolskie wyborów do Senatu, to w nich PiS zdobyło niemal 45 proc., a Koalicja Obywatelska 36 proc. Nie jest powiedziane, że wszyscy wyborcy PSL czy SLD będą w wyborach prezydenckich głosowali na kandydata związanego z PO. A nawet gdyby zsumować wszystkie głosy KO, PSL, SLD i trzech teoretycznie niezależnych, ale de facto związanych z nimi kandydatów, to daje to niespełna 45 proc., czyli remis z PiS. Pozostałe głosy padły na kandydatów niezwiązanych z dwoma największymi blokami. W analizie wyborów do Senatu wyniki pozostałych kandydatów zostały w zasadzie zignorowane, ale przecież ich wyborcy istnieją. W poszczególnych okręgach w wyborach do Senatu ich głosy nie dały zwycięstwa ich kandydatom, ale prezydenta wybieramy w jednym okręgu obejmującym cały kraj i tutaj te głosy będą wręcz kluczowe. O ile można zostać senatorem, zdobywając 45 proc. głosów, o tyle nie można w takim wypadku zostać prezydentem, trzeba walczyć o przeciągnięcie do siebie wyborców drugiego bloku i tych około 10 proc. niezależnych.

Jak teraz potoczy się kariera Donalda Tuska?

– Myślę, że już decyzja Tuska o kandydowaniu na przywódcę Europejskiej Partii Ludowej była symptomem jego późniejszego wycofania się z wyścigu prezydenckiego. Wydaje mi się dziwne, żeby zostawać szefem EPL z założeniem, że za pół roku być może się z tego stanowiska zrezygnuje.

Jeżeli nie Donald Tusk, to kto może być kandydatem opozycji?

– Krążą pogłoski, że sam Tusk może poprzeć Władysława Kosiniaka-Kamysza. Być może tak się stanie, ale trudno sobie wyobrazić, żeby PO czy SLD poparły już w pierwszej turze prezesa PSL. Raczej każda licząca się partia wystawi swojego kandydata i o tym, kto będzie wspólnym kandydatem opozycji w ewentualnej drugiej turze, zdecydują wyborcy. Na razie w 100 proc. pewne wydają się tylko kandydatury Andrzeja Dudy i Władysława Kosiniaka-Kamysza – przy pozostałych pojawiających się osobach należy postawić większy lub mniejszy znak zapytania.

Dziękuję za rozmowę. Rafał Stefaniuk

Wypowiedź dla „Naszego Dziennika”:

„Na forum unijnym to właśnie Polska jest atakowana za wykorzystywanie węgla w produkcji energii. Jak zaznacza politolog Paweł Kubala, określanie naszego kraju trucicielem Europy nie ma merytorycznego uzasadnienia. – Gdyby przyjąć założenie, że działalność człowieka ma istotny wpływ na niekorzystne zmiany klimatyczne, to walkę o zmniejszenie zanieczyszczania powinniśmy skoncentrować na największych krajach, jak USA, Rosja czy Chiny. Nawet gdyby Polska w jednym momencie zniknęła, nie miałoby to większego wpływu na globalne zmiany klimatyczne – podkreśla Paweł Kubala w rozmowie z „Naszym Dziennikiem”.

Jak dodaje, próby wymuszenia na Polsce rezygnacji z węgla mają ukryte dno. – Stworzenie z Polski kraju neokolonialnego, uzależnionego od innych, niemającego silnej gospodarki, przemysłu, jest korzystne z punktu widzenia tych państw, które by na tej sytuacji najwięcej zyskały. Pod pozorem szczytnych haseł ekologicznych rozgrywa się zwykła walka biznesowa – stwierdza nasz rozmówca.

Wyjaśnia, że żadna gospodarka, jak i inne dziedziny życia stanowią w Unii Europejskiej, ale nie tylko tam, element polityki. – Nie raz mieliśmy już w historii Wspólnoty do czynienia z tym, że np. określone przepisy były forsowane dlatego, że to sprzyjało gospodarczym interesom danego państwa – stwierdza politolog.

Ostatnio na Polskę spadła fala krytyki ze strony tzw. ekologów w związku z przebudową Mierzei Wiślanej. Ta inwestycja jest szczególnie niewygodna dla Rosji. – Ponoć, kiedy nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Każdemu krajowi z natury zależy na tym, żeby to na jego terytorium znajdowało się jak najwięcej dochodowych inwestycji, a nie w innych państwach – zaznacza Kubala.”