Na łamach „Warszawskiej Gazety” można przeczytać moją odpowiedź na pytanie: „Czy wygrana Partii Republikańskiej w wyborach do Kongresu wpłynie na politykę USA wobec Ukrainy?”.

„Nie można wykluczyć zmian, tym bardziej, że ze strony przedstawicieli Partii Republikańskiej padały takie sugestie. Z drugiej strony w Białym Domu czy Pentagonie zmian póki co nie będzie – wybory przecież dotyczyły Kongresu. Możemy więc obserwować pewne napięcie, zwiększenie sporów politycznych. W samej Partii Republikańskiej też mamy różne frakcje, co może się mocniej uwidocznić przy okazji wyścigu o nominację w wyborach prezydenckich 2024. Już przecież pojawiają się w przestrzeni publicznej różne kandydatury i zarysowuje pewien spór, czy przynajmniej konkurencja.”

Na łamach „Warszawskiej Gazety” można przeczytać moją odpowiedź na pytanie: „Czy Radosław Sikorski, dziękując USA za wysadzenie NordStream 2, okazał się rosyjskim agentem czy tylko pożytecznym idiotą?”.

„Biorąc pod uwagę politykę, zarówno rządów PO-PSL, jak i prowadzoną przez samego Radosława Sikorskiego, zganianie tego na głupotę wydaje się nieco naiwnym, ale i przychylniejszym dla Platformy Obywatelskiej rozwiązaniem. Można mówić o pewnym konsekwentnym podejściu. Druga sprawa – często mówi się, że żeby ocenić, kto mógłby stać za danym wydarzeniem, należy przeanalizować, kto na tym zyskał. Radość Rosjan po twitterowym wpisie Radosława Sikorskiego wydała mi się dość ostentacyjna. Pytanie – czy byli zaskoczeni, czy nie?”

W rubryce „Wezwani do tablicy” w „Warszawskiej Gazecie” odpowiedziałem na pytanie: „Czy przyznanie nam racji przez Brukselę w sprawie Rosji daje nadzieję na zmianę kursu wobec Polski?”.

Jestem lekko zaskoczony tym nagłym przebłyskiem rozsądku ze strony unijnych decydentów (poprzedzonym podobną wypowiedzią choćby premier Finlandii), niemniej jednak wydaje mi się, że wynika to z chwilowej mody. Obecnie dobrze widziane jest być krytycznie nastawionym wobec Rosji i poklepywać po plecach tych, którzy takie krytyczne stanowisko prezentują dłużej. Pamiętajmy jednak, że ta sama ręka, która dziś po plecach poklepuje, jutro może w nie wbić nóż. Tym bardziej, że na linii Warszawa – Bruksela są pewne zadawnione konflikty, które regularnie wracają.